czwartek, 26 maja 2016

Rozdział XI

  ***Oczami Vee***

  Leżałam na łóżku razem z Shay. Pomagam jej. Wierzę, że będzie dobrym wampirem i nikogo nie skrzywdzi. 


 - Vee jestem Ci ogromnie wdzięczna. Minęło dopiero parę dni a ja czuję, że w końcu nie mam potrzeby mordowania.
 - To ja dziękuje bo teraz mam z kim porozmawiać.
 - To znaczy?
 - Odkąd Chloe stała się wampirem jest inna. Bardziej samolubna. Brakuję mi jej. - otarłam łzę lecącą po moim policzku.
 - Przyjaźnicie się długi czas szkoda to zmarnować.
 - Kiedy umarłam Chloe próbowała za wszelką cenę mnie wskrzesić poświęcając przy tym swojego chłopaka Ryan'a.
 -  Dobra z niej dziewczyna. - zaśmiała się.
 - Dobra pora wstać i coś przekąsić. - wstałam. - Choć ty i tak masz pewnie ochotę na krew. - szturchnęłam ją lekko w ramię.
 - Szczerze to poszłabym na pizzę. - zaczęła poprawiać włosy przed lustrem.
 - A więc pizza. - ubrałyśmy się cieplej i poszłyśmy do knajpki niedaleko.
 Przechodziłyśmy obok szkoły. Za dwa dni koniec roku, a w tym czasie wszystko się zmieniło. Zauważyłam siedzącego na trybunach przy szkole Veso.

 - Hej co jest? - Shay szybko do niego podbiegła.
 - Chodzi o Rosicę i Chloe. Cały czas chodzą gdzieś z tym gliniarzem.
 - Nie przejmuj się. - doszłam do nich i przytuliłam chłopaka.
 - Vee ja muszę umrzeć. Nie jestem nikomu potrzebny.
 - Co ty mówisz!? - zaczęłam krzyczeć. - Masz dla kogo żyć.
 - Nie mam żadnej rodziny odkąd zginął mój ojciec! - krzyczał jeszcze głośniej.
 - Vespiano błagam cię. - próbowałam powstrzymać go od ściągnięcia pierścienia chroniącego przed słońcem.
 - To koniec. - zrzucił mnie z trybun i ściągnął pierścień. Ostatnie co zobaczyłam to Veso stojącego w płomieniach.

***Oczami Rosici***

 - Sinedd nie powinniśmy tyle pić. - cały czas śmiałam się pijąc bourbon.
 - Wampiry mogą wszystko. - rozglądał się. - A gdzie barbie wampir?
 - Pewnie znów rzuca się bezbronnym na szyję.

 - Czekaj ktoś dzwoni. - odłożyłam kieliszek i odebrałam.
 - Hej co jest? - spytał z niepokojem Sinedd.
 - On umarł. - rzuciłam się na podłogę i zaczęłam głośno płakać.

 - Ale kto? - zaczął mnie uspokajać.
 - Vespiano. - próbowałam złapać oddech. - Spalił się.
 - Rosica musisz spróbować się ogarnąć.
 - Pozwól, że ja jej pomogę. - stanął nade mną Christian.
 - Nie dam rady. - traciłam siły.
 - Czy ona może umrzeć z tęsknoty? - spytał Sinedd.
 - O ile nie łączyła ich więź sire bond.
 - Czyli co?
 - Powstaje taka więź jeśli człowiek powstanie z krwi wampira, którego kochał za życia. Może doprowadzić do szaleństwa.
 - Idzie jakoś tą więź przerwać?
 - Niestety nie.
 - Chcę iść do Vee. - próbowałam wstać.
 - Jesteś pewna? - Sinedd wziął mnie na ręce.
 - Tak. Muszę porozmawiać z Shay i Vee.
 - Może rozwiązaniem jest wyłączenie człowieczeństwa? - spytał Christian.
 - Pierw muszę porozmawiać z tymi idiotkami, które nie powstrzymały Veso.
 - Hej uspokój się maleńka. - podeszła Chloe. - Wszystko słyszę i na pewno nie skrzywdzisz Vee.
 - Przez nią Vespiano nie żyję.- zeszłam z rąk Sinedd'a. - Muszę iść.
 - Nigdzie nie idziesz! - krzyknęła Chloe i złamała mi rękę.
 - Uważaj sobie. - Christian natychmiast stanął w mojej obronie. - Możesz być moją córką. ale Rosici nie ruszaj.
 - Nie wierzę, że to mówisz. Ona chcę zabić Vee i Shay. Nie mają z nią szans. - Chloe próbowała przedostać się przez Christiana do mnie.
 - Cóż czyli Chris jest po mojej stronię a ty Sinedd? - zwróciłam się w stronę chłopaka nastawiając sobie rękę.
 - Jasne, że jestem z tobą. Znów cię nie opuszczę. - złapał mnie za dłoń.
 - A więc uciekamy. Sądzę, że nasze morderczynie będą dziś na przyjęciu pożegnalnym dla Ryan'a.
  Wraz z Sinedd'em i Christian'em udałam się do domu Ryan'a. To będzie cudowna zemsta. Wyłączyłam człowieczeństwo. Oni też mają zamiar to zrobić. Nikt nas nie powstrzyma.


 - Pozwólcie kochani, że ja zapukam. - zaśmiał się Chris i to zrobił.
 - Jakiś ty staromodny - szturchnął go Sinedd.
 - W czym mogę pomóc? - otworzyła nam drzwi kobieta zalana łzami.
 - Jestem przyjaciółką Ryan'a. Przykro mi z powodu straty. Możemy wejść? - udawałam smutną.
 - Wejdźcie. - odsunęła się od drzwi. - Tam są przystawki i drinki.
 - To co kogo pierw zabijemy? - zaczęłam się śmiać.

 - Spokojnie maleńka. Mamy czas.

 - Ja się śpieszę. Muszę znaleźć Vee i Shay. Chcę je zabić. - uśmiechnęłam się i odeszłam.

***

  Cały czas myślę czy iść na przyjęcie pożegnalne dla Ryan'a. Był moim chłopakiem. Kochałam go. Ale pójdę, ponieważ są tam trzy wampiry pozbawione człowieczeństwa. Które mogą spieprzyć wszystkim życie.
 - Hej co ty tu robisz? - zauważyłam Rosicę idąc na przyjęcie.
 - Słucham? - dziewczyna się zatrzymała. - Musiałaś mnie z kimś pomylić.
 - Że co? Nie wygłupiaj się i mów gdzie Vee. - popchnęłam ją na drzewo.
 - Hej uspokój się. Jestem Amber! - krzyczała.
 - Nie rozumiem. Wyglądasz jak moja koleżanka. - puściłam ją.


 - Niestety nie jestem nią. Właśnie się tu przeprowadziłam.
 - Opowiedz mi coś o sobie. - nalegałam.
 - No więc nazywam się Amber Willson, mam 17 lat i mieszkałam w San Francisco razem z rodzicami i bratem.
 - Musisz kogoś poznać. - złapałam ją za rękę i pociągnęłam.
 - Dobrze, ale czemu nie przedstawisz mi tego chłopaka? Bo cały czas za tobą chodzi. - pokazała pustą przestrzeń obok mnie.
 - Amber tu nikogo nie ma. - zaczęłam się rozglądać.
 - Powiedział, że nazywa się Ryan.
 - Ryan? On nie żyję. - otarłam łzę, która samoczynnie spłynęła po moim policzku.
 - To czemu go widzę i mogę go dotknąć? - podeszła do chłopaka.
 - Ona mnie nie widzi. Nie ma tego daru co ty. - Ryan złapał Amber za dłoń.
 - Musimy to obgadać na spokojnie. - zadzwoniłam do Sam'a i poprosiłam o spotkanie w moim domu.
   Zabrałam ze sobą Amber. Muszę dowiedzieć się co tu jest grane. Może babcia Sam'a znałaby odpowiedź ?
 - Hej wejdź. - otworzyłam chłopakowi drzwi.
 - Czekaj bo muszę to przekalkulować. Siedzi u ciebie dziewczyna, która wygląda jak Rosica, ale nią nie jest.
 - Tak Einsteinie.- przewróciłam oczami. - Ona może porozumieć się z Ryan'em.
 - Jak to? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
 - W parku z nim rozmawiała, to znaczy z jego duchem.
 - No dobra. - chłopak poszedł do salonu, gdzie siedziała Amber.

 - A więc ty jesteś Sam? - spytała.
 - Tak a ty?
 - Amber Willson.
 - Nie wiem co o tym myśleć Chloe. Patrzę na nią i widzę Rosicę. To na pewno nie są jakieś żarty?
 - Sam nie okłamuje cię. - odpowiedziałam.
 - Czyli już nic nie rozumiem.-westchnął. - Ty jesteś wampirem, Ryan nie żyję, Rosica, Sinedd i Christian chcą zabić Shay i Vee, a my tak po prostu tu siedzimy ?
 - Racja. Chodźmy.
  Po dotarciu do domu rodziców Ryan'a postanowiliśmy się rozdzielić. Sam szukał Vee i Shay, Amber próbowała odwrócić uwagę Sinedd'a i Christian'a a ja muszę znaleźć Rosicę.
 - O jest. - powiedziałam do siebie pod nosem i dosiadłam się do Rosici.
 - Czego chcesz?

 - Nie powinno cię tu być. Nie wiesz na co nas narażasz.
- Słuchaj kochanie. Teraz jest mi dobrze. Nie czuję bólu po stracie Veso i jestem szczęśliwa. Lepiej bierz ze mnie przykład.



 - Więc wolisz zabijać niż dać sobie pomóc. Ciekawe rozwiązanie. - powiedziałam z ironią w głosie.
 - Teraz przepraszam, ale muszę znaleźć twoją przyjaciółeczkę. - dziewczyna chciała wstać, ale przycisnęłam ją z powrotem na siedzenie.
 
 - Nigdzie nie idziesz. - szepnęłam. - Dobrze wiesz, że nie masz ze mną szans.
 - Puść mnie. - próbowała się wyrwać.
 - Przykro mi, ale musisz kogoś poznać. - odwróciłam jej twarz w moją stronę.

- No cześć.- podeszła Amber.




 -  Czemu wyglądasz jak ja? - Rosica oniemiała.
 - Wiesz wzięłam trochę twoich ciuchów. Kazali mi udawać jakąś sukę.- dosiadła się.

 - To znów jakieś czary ? Pomaga wam Jay? - Rosica przyglądała się Amber.
 - Jay tu nie ma nic wspólnego. Został w Madrycie. To tak jakby twój klon.- powiedziałam.
 - Albo siostra. - wydukała nagle Rosica. - Znam ją. Przypomniałam sobie wszystko.
 - Myślałam, że umarłaś w pożarze. - Amber usiadła obok siostry.

 ***Oczami Rosici***

 - To ja was zostawię. - Chloe odeszła.
 - Amber. Co tu robisz?
 - Dowiedziałam się od grupy czarownic, że w Wilford przebywa dziewczyna, która wygląda jak ja. Musiałam to sprawdzić.
 - Czemu dopiero teraz sobie ciebie przypomniałam?
 - Kiedy mieszkałyśmy w Bułgarii w czasie pożaru spłonęłam rodząc się 500 lat później jako twój sobowtór.
 - Ciekawie. Siostra a zarazem sobowtór.
 - Cieszę się, że cię odnalazłam Rosico.
 - Na razie nie odczuwam szczęścia. Straciłam miłość mojego życia.- wstałam i wyszłam pod dom.
 - Czekaj błagam!. - biegła za mną. - A jeśli powiem, że wiem jak go ożywić?
 - Gadaj! - podbiegłam i przycisnęłam ją do auta.

 - To boli. - próbowała mnie odepchnąć.
 - Radzę ją zostawić. - Chloe mnie odepchnęła.

 - Włącz człowieczeństwo i skończmy to. - nalegała Chloe.
 - Pierw ona musi mi pomóc. - wstałam.
 - Uciekaj! - Chloe wrzasnęła do Amber.

***Oczami Amber***

  Biegłam ile sił w nogach. To nie ta Rosica, którą pamiętam. Wampir po wyłączeniu wszystkich emocji jest straszny.
 - Hej gdzie tak pędzisz?- Sinned mnie złapał.
 - Dobrze pomogę jej. Ale już mnie zostawcie.- chciałam się wyrwać.
 - Dość! - krzyknęła Sarah i zadała ból swoim spojrzeniem Sinedd'owi. - Ożywię Vespiano. Za przysługę.


 - Jaką przysługę? -podbiegła Rosica.
 - Chcę Shay. Jest mi potrzebna.
 - A mogę wiedzieć do czego?- spytała Rosica.
 - Ona mało wie o swoim pochodzeniu, a ja chcę jej pomóc.
 - Od kiedy jesteś taka pomocna?- podeszła Chloe i złapała Sarah za szyję po czym zaczęła mocniej ją ściskać.
 - Jeśli mnie zabijesz to uwierz, że nigdy nie odzyskacie przyjaciela.- dusiła się.
 - Puść ją.- Sinedd odciągnął wampirzycę. - Wskrzesi Veso, zabierze Shay i będzie wszystko dobrze.

***

 - Jak chcecie. Ja chcę mieć spokój. Nie mam dla kogo zostać w tym przeklętym miasteczku.

 - Chloe co ty wygadujesz? -spytała Amber.
 - Powiem tak. Straciłam matkę, chłopaka, ojca nie chcę znać, zostałam jakimś cholernym wampirem. Chciałam innego życia. Marzyłam o rodzinie.- łza spłynęła po moim policzku. - Jesteśmy wampirami. Nasze emocje są podwyższone. Jestem uparta ,Veso był moralny, a Christian nie miał tolerancji dla tych, którzy go zawiedli. I to nas różni od zwykłych śmiertelników.- odwróciłam się na pięcie i zaczęłam odchodzić.
 - Błagam cię zaczekaj.- podbiegła do mnie Vee.
 - Co tu robisz?- przytuliłam przyjaciółkę.
 - Sam wysłał mi sms, że coś jest z wami nie tak. Jeśli ty odchodzisz to ja też.
 - Nie ma mowy. Masz tu rodzinę i wspaniałego chłopaka.
 - To gdzie Shay?- pytała zniecierpliwiona Sarah.
 - Jestem.- dziewczyna podeszła niepewnie.
 - Córeczko.- Sarah ją przytuliła.
 - Co?- powiedzieliśmy wspólnym głosem.
 - To twoja córka?- spytał Sinedd. - Nie wyglądasz mi na matkę.
 - Jestem nieśmiertelna. Ale i jestem człowiekiem. - uśmiechnęła się. - Mam ponad 200 lat więc myślę, że jakoś mogłabym mieć dziecko.
  Shay odeszła razem z Sarah. Reszta przyjaciół odprowadziła mnie do mojego domu. Muszę odejść. Chcę się rozwinąć. Może kiedyś wrócę bo w końcu mam w Wilford,Vee. Jest dla mnie wszystkim.
 - Rosico pomogę ożywić Vespiano.- powiedziała Amber łapiąc Rosicę za dłoń.
 - Mam nadzieję.- odepchnęła dziewczynę i usiadła na łóżko.
 - Mamy nadzieje, że wrócisz.- przytulił mnie Sam.
 - Mam wieczność na powrót.- zaśmiałam się przez łzy, które samoczynnie leciały.
 - Ale my nie.- weszła Vee z filiżanką kawy.
 - Bardzo was kocham.- spojrzałam na każdego po kolei wkładając ostatnie rzeczy do walizki.
 - Odwieźć cię na lotnisko?- spytał Sinedd.
 - Przebiegnę się.- wstałam i go przytuliłam. - Dziękuje, że o mnie dbałeś kiedy wyłączyłam człowieczeństwo.
 - Nie ma za co.- zaśmiał się cicho.
 -  A tobie Amber dziękuje za to, że potrafiłaś podnieść mnie na duchu.- również ją przytuliłam.
 - Kochana jesteś.
 - Rosica.- podeszłam do niej. - Dodałaś do mojego życia trochę niebezpieczeństwa. Dziękuje bardzo. Wiem, że wyłączyłaś człowieczeństwo i nie obchodzą cię te słowa, ale jak będzie dobrze to się odezwij.
 - I Vee.- przytuliłam ją. - Kocham cię maleńka. Gdyby nie ty nie miałabym życia. Nigdy cię nie zapomnę. - stanęłam w drzwiach z walizą. - Żegnajcie.