- Hej co jest?- dziewczyna weszła, ciągle ziewała.
- Nie mogę spać. Boję się, że Trevor ucieknie.
- Nie martw się o to przecież Kosma spuszcza z niego krew.
- Pewnie masz rację.
- A tak w ogóle gdzie on się podział?- Vee zaczęła się rozglądać.
- Wyszedł.- westchnęłam.
- Czyli zgłodniał.
- Zauważyłam ,że reszta Pierwotnych bardzo lubi mordować niewinne osoby.
- Gdybyś ty żyła ponad 1000 lat też byś już nie zwracała na to uwagi.- poklepała mnie po ramieniu. - Mam pytanie...
- Słucham.- przyglądałam się przyjaciółce.
- To dziecko będzie człowiekiem czy wampirem? Chyba,że jest jeszcze inna opcja.- zaśmiała się.
- Szczerze to sama nie wiem. Wolałabym ,żeby było człowiekiem. - uśmiechnęłam się. - Kochana to będzie dziewczynka.
- Naprawdę?- zerwała się z łóżka. - Cudownie. Zawsze chciałaś mieć córkę.
- Nie w takich okolicznościach. To miało wyglądać inaczej. Marzyło mi się zamieszkać w tym domu...- uroniłam łzę. - Z Ryanem, naszymi dziećmi. I po prostu w spokoju umrzeć.
- Chloe mi też go brakuję. - przytuliła mnie. - Skoro umiesz czarować nie możesz się jakoś z nim porozumieć?
- Nie wiem. Gdyby Amber się obudziła ona by mi pomogła. Nie mam już nadziei.
- Spróbuj.- pogładziła mój policzek. - O ile wiem potrzebna jest tylko rzecz tej osoby, najlepiej z dużym sentymentem. Masz coś takiego?
- Tak, kiedy pierwszy raz wyznał mi miłość podarował mi naszyjnik. Powinien gdzieś tu być.- zaczęłam przeszukiwać szuflady i szafę.
- Tylko lepiej zachowaj to w tajemnicy przed Kosmą.- Vee zaczęła również szukać. - Mam!- krzyknęła będąc pod łóżkiem.
- Brawo.- wzięłam wisiorek.
- Lepiej pójdę spać. Teraz już sobie poradzisz.- przyjaciółka pocałowała mnie w policzek i wyszła.
Natychmiast zapaliłam parę świeczek, ułożyłam je w okrąg w którym później usiadłam i skupiłam się na naszyjniku. Po bardzo długim czasie postanowiłam jakoś go wezwać, gdyż nie znałam żadnego zaklęcia.
- Ryan...-zaczęłam ściskając naszyjnik w dłoni. - Naprawdę cię potrzebuję. Moje całe życie legło w gruzach.- ocierałam łzy. - Błagam cię.- nagle świece zgasły po czym znów zapłonęły.
- Udało ci się.- usłyszałam męski głos zza siebie.
- Boże.- natychmiast się odwróciłam. Chłopak siedział na łóżku wpatrzony we mnie.
- Jesteś przepiękna Chloe.- podszedł bliżej łapiąc mnie za rękę. - Niestety nie poczujesz mojego dotyku.
- Tak mi ciebie brakowało.- rozpłakałam się. - Obiecuję, że cię ożywię.
- Wiem kochana.- przytulił mnie. - Jesteś bardzo silna. Ciągle miałem na ciebie oko. Powiedz o co chodzi z Kosmą.
- Sama nie wiem. Coś do niego poczułam. Tylko nie jestem pewna czy naprawdę go kocham, a teraz to dziecko...- mówiłam przez łzy. - Nie dam sobie rady.
- Maleńka gdy tylko mnie ożywisz wyciągnę cię z tego bagna. Twoją córkę również. Kosma nas nie znajdzie.
- Nie o to chodzi, Pragnę Kosmy, ale...- zacięłam się.
- Kochasz mnie.- wtrącił się.
- Tak.- spojrzałam się w jego oczy. - Zawsze cię kochałam i tak będzie do końca.
- Gdybyśmy tylko mieli więcej czasu.
- Ożywię cię i zmienię w wampira. Zostaniemy razem.
- Wolę marne ludzkie życie.- zaczął się śmiać. - Nie podejmuj tak pochopnych decyzji.
- To przez ten wampiryzm daje się ponieść impulsom.
- Kończy mi się czas słońce. Zaraz zniknę.
- Do zobaczenia.- rzuciłam się mu na szyję. - Tak bardzo chciałabym cię poczuć.
- Chloe!- krzyczał Kosma.
Pożegnałam Ryana i natychmiast zbiegłam na parter.
- Co jest?
- Trevor uciekł.- uderzył w ścianę zostawiając w niej dziurę. - Biegnę go szukać.- jego twarz przybrała wampirzą formę.
- Pomogę.- rzuciłam się za nim. - Siedzimy w tym razem.
- Zostań z Vee.
- Jest z Samem. Idę i koniec.
- Mówię nie!- wrzasnął po czym uderzył mnie w twarz.
- Jak mogłeś.- rzuciłam się na niego. Mężczyzna ze wściekłości wbił mi rękę w brzuch. Usłyszałam tylko głośne miażdżenie kości. Zsunęłam się na podłogę.
- Chloe.- obejrzał swoją rękę, która była cała we krwi.
- Nie słyszę serca.- zaczęłam panikować. - Zabiłeś ją!- krzyknęłam. Straciłam wszystkie siły leżałam na ziemi w kompletnej ciszy trzymając się za brzuch.
- Co tu się dzieję!?- zbiegła Vee a za nią Sam.
- Coś ty zrobił .- przyjaciel spojrzał na Kosmę po czym mi się przyglądał.
- Natychmiast wyjdź!- Vee rzuciła się na niego z pięściami. Kosma nie reagował, wiedział, że jednym ruchem mógłby ją zabić.
- Zabierzcie mnie do szpitala.- powoli zaczęłam wstawać byłam w kompletnym szoku.
- Nie możemy. -Sam do mnie podszedł. - Rana się już goi.
- Nie.- zaczęłam. - Musimy pomóc dziecku. Lekarze na pewno coś zrobią.
- Chloe wygadujesz głupstwa.- przyjaciółka mnie uspokajała. - Ona straciła rozum.- zwróciła się do Kosmy. - Zrób coś!- wrzasnęła.
Mężczyzna do mnie podszedł. Cały czas patrzył w moje oczy.
- Muszę to z niej wyjąć.- zaczął.
- Zgłupiałeś.- Vee złapała się za głowę. - Zadzwonię do Christiana.- przyjaciółka pobiegła po mój telefon.
***Oczami Kosmy***
- Tu akurat masz rację.- zaczął Sam. - Musisz jakoś wyjąć dziecko.
Chloe była w kompletnym amoku. Patrzyła się w jeden punkt ciągle głaskając się po brzuchu.
- Co ja narobiłem. Moja córka.- podszedłem do mojej dziewczyny. - Posłuchaj pozbędziemy się tego potwornego uczucia. Wyłącz emocje.
- W tym przypadku to najlepszy pomysł.- dopowiedział Sam.
***
Zrobiłam jak kazał Kosma. Nagle cały ból zniknął, otrząsnęłam się. Momentalnie wbiłam sobie rękę w brzuch wyciągając zmiażdżone dziecko. Spoglądając ciągle na Kosmę zaczęłam je rozrywać.
- Oszalałaś!- Vee upuściła mój telefon na podłogę i podbiegła do "dziecka" które rzuciłam na ziemię.
- Widzisz Kosma.- przydusiłam go. - Zabiję cię bez wahania. Masz nasze dziecko. - rzuciłam go obok ciała.
- Zrób to. Zasłużyłem. - zamknął oczy.
- Z przyjemnością.- wbiłam rękę w jego serce.
Nagle wbiegł Christian odrzucając mnie na schody.
- Przestańcie!- wrzasnął. - Co tu się stało?- rozejrzał się po pomieszczaniu. Wszędzie była krew.
- Zapytaj Kosmy.- zaśmiałam się. - Zabił twoją wnuczkę, czyli według mnie zasłużył na długą i bolesną śmierć.
- Wytłumacz to Kosma.- Chris starał się być opanowany.
- Znaleźliśmy łowcę. Trzymaliśmy go w piwnicy, spuszczałem z niego krew. Wyszedłem z domu i uciekł to moja wina.
- Wychodzi na to, że gdybyś nie wyszedł nic by się takiego nie stało.- Christian uśmiechnął się sztucznie. - Zabiłeś moją rodzinę wiesz co to oznacza.- podszedł do dawnego przyjaciela.
- Pozwól mi odejść.- Kosma opuścił głowę.
- Żebym cię więcej nie widział.- Chris po tych słowach podbiegł aby mnie przytrzymać. Chciał dać Kosmię czas na ucieczkę.
- Chloe.- Kosma zwrócił się w moją stronę. - Naprawię to. - jego oczy się zaszkliły.
- Znajdę Cię i zabiję !- krzyczałam próbując się wyrwać.
- Mogę się wtrącić?- nagle wszedł Octavius.
- Pomóż mi.- nalegałam.
- A co się dokładnie stało?- Octavius rozejrzał się po czym podniósł główkę dziecka. - Czy to...?- spojrzał na mnie.
- Tak.- Chris próbował skręcić mi kark abym się uspokoiła,
- Posłuchaj no.- wampir podszedł do Kosmy. - Mamy zasadę. Bądź sobie największym śmieciem na tym całym cholernym świecie, ale od dziecka trzymaj się z daleka.- Octavius się wściekł.
- Zapytaj Kosmy.- zaśmiałam się. - Zabił twoją wnuczkę, czyli według mnie zasłużył na długą i bolesną śmierć.
- Wytłumacz to Kosma.- Chris starał się być opanowany.
- Znaleźliśmy łowcę. Trzymaliśmy go w piwnicy, spuszczałem z niego krew. Wyszedłem z domu i uciekł to moja wina.
- Wychodzi na to, że gdybyś nie wyszedł nic by się takiego nie stało.- Christian uśmiechnął się sztucznie. - Zabiłeś moją rodzinę wiesz co to oznacza.- podszedł do dawnego przyjaciela.
- Pozwól mi odejść.- Kosma opuścił głowę.
- Żebym cię więcej nie widział.- Chris po tych słowach podbiegł aby mnie przytrzymać. Chciał dać Kosmię czas na ucieczkę.
- Chloe.- Kosma zwrócił się w moją stronę. - Naprawię to. - jego oczy się zaszkliły.
- Znajdę Cię i zabiję !- krzyczałam próbując się wyrwać.
- Mogę się wtrącić?- nagle wszedł Octavius.
- Pomóż mi.- nalegałam.
- A co się dokładnie stało?- Octavius rozejrzał się po czym podniósł główkę dziecka. - Czy to...?- spojrzał na mnie.
- Tak.- Chris próbował skręcić mi kark abym się uspokoiła,
- Posłuchaj no.- wampir podszedł do Kosmy. - Mamy zasadę. Bądź sobie największym śmieciem na tym całym cholernym świecie, ale od dziecka trzymaj się z daleka.- Octavius się wściekł.
- To był wypadek. Wiem, że brzmi to absurdalnie.
- Zabiłeś własne dziecko. Każdy wampir oddałby życie za ten dar który ma nasza trójka, a ty tak po prostu odebrałeś życie własnej córce.- Pierwotny złapał Kosmę i wbił go w ścianę po czym wyjął spod płaszcza kołek z białego dębu. - Pamiętasz prezent pod drzwiami od Trevora?- zaśmiał się. - Wiedziałem, że się przyda.- nakierował go w stronę serca wampira.
- Zabij mnie. Wręcz musisz.
- Zaczekajcie.- wtrąciła się Vee. - Może da się jakoś naprawić tę całą sytuację. Przecież można spróbować ożywić to dziecko.
- Zamknij się co ty możesz wiedzieć.- wyśmiałam ją. - I tak zdechniesz.
- Widzę, że mam przyjemność spoufalać się z głupcami !- wrzasnął Octavius. - Wystarczy!- chłopak szybkim ruchem podbiegł do Kosmy skręcając mu kark, a ja w tym czasie uciekłam.
***
- Tak słucham ?
- Jeny Chloe w końcu odebrałaś ! - usłyszałam w słuchawce głos Christiana. - Nie odzywałaś się tyle dni!
- Czego chcesz ? Szukam Kosmy gdzie go ukryłeś ?
- On uciekł. Gdzie jesteś ? Pomogę przywrócić twoje człowieczeństwo.
- Chloe Leon ! - nagle usłyszałam zza siebie głos.
- Chris muszę końćzyć. - rozłączyłam się. - Znamy się ?
- Nie poznajesz mnie ? - podszedł i złapał mnie za ręce. - To ja. Tylko to ciało mi nie odpowiada.
- Zaraz, zaraz. Spojrzałam w oczy mężczyzny. - Ryan...- zalałam się łzami.
- Jakimś cudem ożyłem. Tylko w kompletnie innym ciele.
- Ale jak ? Boże. Tak tęskniłam. - przytuliłam chłopaka. - Ucieknijmy razem błagam.
- Nie możemy. Nie teraz. Tu jest mój dom. - spojrzał w moje oczy.
- Muszę ci wszystko wytłumaczyć. Jestem wampirem, ale to już zapewne wiesz. - otarłam łzę. - Ja i Kosma to był tylko impuls to ciebie zawsze kochałam, a tego dziecka nie ma. - opowiadałam przez łzy.
- Jak to ? - zdziwił się.
- Kosma je zabił.
- Tak mi przykro. - zabrał mnie w stronę miasta. - Chciałbym porozmawiać z rodzicami tylko nie mogę w tym ciele. Też jest mi ciężko.
- Kto cię ożywił ? - zapytałam.
- Też chciałbym wiedzieć...- chłopak pomyślał. - Gdzie Sam ? Muszę z nim porozmawiać. To mój przyjaciel.
- Wszystko po kolei. Wróćmy do domu. O ile go jeszcze mam.
Następnego dnia znaleźliśmy się w Wilford. Martwię się spotkania Ryan'a z Sam'em i Vee. Podeszliśmy pod szkołę w oczekiwaniu aż przyjaciele z niej wyjdą. Czekaliśmy tak 2 godziny.
- Ryan przepraszam.
- Niby za co? - podszedł bliżej mnie.
- Pozwoliłam Ci zginąć. Nie zasługuje na twoją miłość.
- Sam podjąłem decyzję o poświeceniu się dla Vee. Było minęło jestem tu. - pogładził mnie po policzku.
- Chloe ! - przede mną stanęła Vee a za nią Sam. - Co tu robisz ?
- Wszystko wytłumaczę. Stało się coś...
- Zaraz, zaraz...- wtrącił się Sam. - Kto to ? - wskazał na chłopaka.
- To Ryan.- spojrzałam na każdego po kolei.
- Jak to Ryan ? Przecież on nie żyję. - Sam nie mógł uwierzyć. - Jeśli to ty powiedz mój największy sekret o którym wiesz tylko ty. - zwrócił się do chłopaka.
- Kiedy byłeś dzieckiem niechcący wepchnąłeś swoją 3-letnią siostrę pod samochód po czym zmarła.
- Że co !?- Vee wrzasnęła,
- To on. - Sam natychmiast przytulił przyjaciela. - Wiedziałem, że jeszcze się spotkamy.
- Nie ma czasu na ckliwość - Ryan się zaśmiał. - Chodźmy to opić !
- Taa wy idzcie - Vee podeszła do chłopaków. - A ja muszę porozmawiać z Chloe.
- Dołączcie do nas potem.
Ryan i Sam zaczęli odchodzić kiedy Vee złapała go za rękę.
- Naprawdę Ci dziękuje. Poświęciłeś dla mnie swoje życie. - przytuliła go.
- Nie żałuje tej decyzji. Do zobaczenia.
Chłopacy poszli do pobliskiego baru a ja wraz z Vee udałyśmy się w stronę lasu.
- Nienawidzę ciemności. - Vee się rozglądała. - Kto normalmy chodzi po ciemnu w lesie !?- przybliżyła się do mnie.
- Wiesz, że nie masz się czego bać. - zaśmiałam się. - Jak wiesz jestem niepokonana.
- Hej zobacz! - Vee zauważyła zródło światła. - To wygląda jakby tylko za tamtymi drzewami dochodziło słońce a mamy przecież noc. - przyjaciółka nie mogła wyjść ze zdziwienia.
- Sprawdźmy to. - ruszyłam.
- To może ja poczekam. - wycofała się.
- Idziesz ze mną! - pociągnęłam Vee za sobą.
Doszłyśmy do celu. Światło dochodziło zza jednego z drzew. Powoli podeszłyśmy. Naszym oczom ukazała się kobieta w krótkiej liściastej sukience, długich rudych włosach oraz jasnej cerze. Widać, że była zamyślona. Wokół niej unosiły się kłęby dymu.
- Kim jesteś ? - niepewnie podeszłam a Vee została za drzewem.
- Odejdź! - przestraszyła się, chciała uciec, ale w ostatniej chwili ją złapałam.
- Nie zrobię Ci krzywdy. Chcę wiedzieć co tu robisz.
- Sama chciałabym wiedzieć. Nie jestem stąd. Obudziłam się niedawno w tym lesie. To była moja pierwsza śmierć, ale nie wiedziałam gdzie mnie wyniesie.
- Pierwsza śmierć? - Vee powoli wyszła zza drzew.
- Tak. Jestem feniksem.
- Niemożliwe. - przyglądałam się jej.
- A jednak. Czytałam kiedyś o feniksach. - przyjaciółka podbiegła. - Kiedy umrą odrodzą się na nowo w płomieniach.
- To stąd zapewne ten dym.
- Gdzie jestem ? - nieznajoma zapytała.
- Wilford. Angielska wieś.
- Skoro się tu odrodziłam to jest jakiś powód. My feniksy mamy misję do wypełnienia po każdej śmierci. Może pomożecie mi odkryć o co chodzi.
- Pewnie czemu nie. - ucieszyłam się. - Chociaż coś będzie się działo.
- Tylko nie możesz paradować z takim stroju. Chodźmy coś Ci kupić. - Vee dała dziewczynie płaszcz żeby się zakryła.
- Jak ci na imię ? - zapytałam.
- Larissa. - uśmiechnęła się.
Zabrałyśmy Larissę do sklepu odzieżowego. Zachowywała się jakby nigdy nie widziała ubrań. Pozwoliłyśmy jej coś wybrać i dziewczyna poszła do przymierzalni.
- Widziałaś jaka ona jest idealna? To nie fair.- szepnęła Vee.
- No takiego ciała nie może mieć zwykła śmiertelniczka. - zaśmiałam się.
- Macie może jakieś kosmetyki ? - zapytała Larissa.
- Już daje. - dałam dziewczynie kosmetyczkę.
Czekałyśmy za Larissę pół godziny.
- I jak ? - wyszła.
- Każdy chłopak twój, ale nas na to wszystko nie stać.
- Czym się martwicie po prostu w tym wyjdę.
- Nie można. Na wejściu są takie bramki widzisz ? - wskazałam. - One pikają kiedy jakaś rzecz zostanie wyniesiona i niezapłacona.
- Ale robicie problem. - Larissa pstryknęła palcami i momentalnie bramki wybuchły.
- Zabiłeś własne dziecko. Każdy wampir oddałby życie za ten dar który ma nasza trójka, a ty tak po prostu odebrałeś życie własnej córce.- Pierwotny złapał Kosmę i wbił go w ścianę po czym wyjął spod płaszcza kołek z białego dębu. - Pamiętasz prezent pod drzwiami od Trevora?- zaśmiał się. - Wiedziałem, że się przyda.- nakierował go w stronę serca wampira.
- Zabij mnie. Wręcz musisz.
- Zaczekajcie.- wtrąciła się Vee. - Może da się jakoś naprawić tę całą sytuację. Przecież można spróbować ożywić to dziecko.
- Zamknij się co ty możesz wiedzieć.- wyśmiałam ją. - I tak zdechniesz.
- Widzę, że mam przyjemność spoufalać się z głupcami !- wrzasnął Octavius. - Wystarczy!- chłopak szybkim ruchem podbiegł do Kosmy skręcając mu kark, a ja w tym czasie uciekłam.
***
- Tak słucham ?
- Jeny Chloe w końcu odebrałaś ! - usłyszałam w słuchawce głos Christiana. - Nie odzywałaś się tyle dni!
- Czego chcesz ? Szukam Kosmy gdzie go ukryłeś ?
- On uciekł. Gdzie jesteś ? Pomogę przywrócić twoje człowieczeństwo.
- Chloe Leon ! - nagle usłyszałam zza siebie głos.
- Chris muszę końćzyć. - rozłączyłam się. - Znamy się ?
- Nie poznajesz mnie ? - podszedł i złapał mnie za ręce. - To ja. Tylko to ciało mi nie odpowiada.
- Zaraz, zaraz. Spojrzałam w oczy mężczyzny. - Ryan...- zalałam się łzami.
- Jakimś cudem ożyłem. Tylko w kompletnie innym ciele.
- Ale jak ? Boże. Tak tęskniłam. - przytuliłam chłopaka. - Ucieknijmy razem błagam.
- Nie możemy. Nie teraz. Tu jest mój dom. - spojrzał w moje oczy.
- Muszę ci wszystko wytłumaczyć. Jestem wampirem, ale to już zapewne wiesz. - otarłam łzę. - Ja i Kosma to był tylko impuls to ciebie zawsze kochałam, a tego dziecka nie ma. - opowiadałam przez łzy.
- Jak to ? - zdziwił się.
- Kosma je zabił.
- Tak mi przykro. - zabrał mnie w stronę miasta. - Chciałbym porozmawiać z rodzicami tylko nie mogę w tym ciele. Też jest mi ciężko.
- Kto cię ożywił ? - zapytałam.
- Też chciałbym wiedzieć...- chłopak pomyślał. - Gdzie Sam ? Muszę z nim porozmawiać. To mój przyjaciel.
- Wszystko po kolei. Wróćmy do domu. O ile go jeszcze mam.
Następnego dnia znaleźliśmy się w Wilford. Martwię się spotkania Ryan'a z Sam'em i Vee. Podeszliśmy pod szkołę w oczekiwaniu aż przyjaciele z niej wyjdą. Czekaliśmy tak 2 godziny.
- Ryan przepraszam.
- Niby za co? - podszedł bliżej mnie.
- Pozwoliłam Ci zginąć. Nie zasługuje na twoją miłość.
- Sam podjąłem decyzję o poświeceniu się dla Vee. Było minęło jestem tu. - pogładził mnie po policzku.
- Chloe ! - przede mną stanęła Vee a za nią Sam. - Co tu robisz ?
- Wszystko wytłumaczę. Stało się coś...
- Zaraz, zaraz...- wtrącił się Sam. - Kto to ? - wskazał na chłopaka.
- To Ryan.- spojrzałam na każdego po kolei.
- Jak to Ryan ? Przecież on nie żyję. - Sam nie mógł uwierzyć. - Jeśli to ty powiedz mój największy sekret o którym wiesz tylko ty. - zwrócił się do chłopaka.
- Kiedy byłeś dzieckiem niechcący wepchnąłeś swoją 3-letnią siostrę pod samochód po czym zmarła.
- Że co !?- Vee wrzasnęła,
- To on. - Sam natychmiast przytulił przyjaciela. - Wiedziałem, że jeszcze się spotkamy.
- Nie ma czasu na ckliwość - Ryan się zaśmiał. - Chodźmy to opić !
- Taa wy idzcie - Vee podeszła do chłopaków. - A ja muszę porozmawiać z Chloe.
- Dołączcie do nas potem.
Ryan i Sam zaczęli odchodzić kiedy Vee złapała go za rękę.
- Naprawdę Ci dziękuje. Poświęciłeś dla mnie swoje życie. - przytuliła go.
- Nie żałuje tej decyzji. Do zobaczenia.
Chłopacy poszli do pobliskiego baru a ja wraz z Vee udałyśmy się w stronę lasu.
- Nienawidzę ciemności. - Vee się rozglądała. - Kto normalmy chodzi po ciemnu w lesie !?- przybliżyła się do mnie.
- Wiesz, że nie masz się czego bać. - zaśmiałam się. - Jak wiesz jestem niepokonana.
- Hej zobacz! - Vee zauważyła zródło światła. - To wygląda jakby tylko za tamtymi drzewami dochodziło słońce a mamy przecież noc. - przyjaciółka nie mogła wyjść ze zdziwienia.
- Sprawdźmy to. - ruszyłam.
- To może ja poczekam. - wycofała się.
- Idziesz ze mną! - pociągnęłam Vee za sobą.
Doszłyśmy do celu. Światło dochodziło zza jednego z drzew. Powoli podeszłyśmy. Naszym oczom ukazała się kobieta w krótkiej liściastej sukience, długich rudych włosach oraz jasnej cerze. Widać, że była zamyślona. Wokół niej unosiły się kłęby dymu.
- Kim jesteś ? - niepewnie podeszłam a Vee została za drzewem.
- Odejdź! - przestraszyła się, chciała uciec, ale w ostatniej chwili ją złapałam.
- Nie zrobię Ci krzywdy. Chcę wiedzieć co tu robisz.
- Sama chciałabym wiedzieć. Nie jestem stąd. Obudziłam się niedawno w tym lesie. To była moja pierwsza śmierć, ale nie wiedziałam gdzie mnie wyniesie.
- Pierwsza śmierć? - Vee powoli wyszła zza drzew.
- Tak. Jestem feniksem.
- Niemożliwe. - przyglądałam się jej.
- A jednak. Czytałam kiedyś o feniksach. - przyjaciółka podbiegła. - Kiedy umrą odrodzą się na nowo w płomieniach.
- To stąd zapewne ten dym.
- Gdzie jestem ? - nieznajoma zapytała.
- Wilford. Angielska wieś.
- Skoro się tu odrodziłam to jest jakiś powód. My feniksy mamy misję do wypełnienia po każdej śmierci. Może pomożecie mi odkryć o co chodzi.
- Pewnie czemu nie. - ucieszyłam się. - Chociaż coś będzie się działo.
- Tylko nie możesz paradować z takim stroju. Chodźmy coś Ci kupić. - Vee dała dziewczynie płaszcz żeby się zakryła.
- Jak ci na imię ? - zapytałam.
- Larissa. - uśmiechnęła się.
Zabrałyśmy Larissę do sklepu odzieżowego. Zachowywała się jakby nigdy nie widziała ubrań. Pozwoliłyśmy jej coś wybrać i dziewczyna poszła do przymierzalni.
- Widziałaś jaka ona jest idealna? To nie fair.- szepnęła Vee.
- No takiego ciała nie może mieć zwykła śmiertelniczka. - zaśmiałam się.
- Macie może jakieś kosmetyki ? - zapytała Larissa.
- Już daje. - dałam dziewczynie kosmetyczkę.
Czekałyśmy za Larissę pół godziny.
- I jak ? - wyszła.
- Każdy chłopak twój, ale nas na to wszystko nie stać.
- Czym się martwicie po prostu w tym wyjdę.
- Nie można. Na wejściu są takie bramki widzisz ? - wskazałam. - One pikają kiedy jakaś rzecz zostanie wyniesiona i niezapłacona.
- Ale robicie problem. - Larissa pstryknęła palcami i momentalnie bramki wybuchły.