poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział IV

   Wprowadzili nas na wyższe piętro, gdzie znajdował się długi, ciemny korytarz. Tu byli więźniowie skazani na dożywocie. Cały czas wrzeszczeli i przeklinali. Próbowali przecisnąć ręce przez kraty. Pewnie chcieli zrobić jak w tych wszystkich filmach kryminalnych. Złapaliby kogoś z nas i zaczęli przyduszać dopóki policja by ich nie wypuściła. Na tym piętrze było bardzo brudno i śmierdziało zgnilizną. Co oni tu takiego robią!?
   - Jak myślisz, gdzie nas prowadzą? - zapytałam Veso niecierpliwie.
   - Wiesz nigdy nie wpadłem w ręce policji za bójkę i jeszcze nie swoją. - chłopak spojrzał się na Vee.
   - No przepraszam was, ale to nie była moja wina. - wtrąciła się Vee.
   - Proszę o cisze. - krzyknął strażnik.
   Zapadła cisza. Kiedy doszliśmy do końca korytarza stanęliśmy przed wielkimi żelaznymi drzwiami. Jeden ze strażników wyjął z kieszeni munduru dość wielki klucz. Otworzył drzwi. Weszliśmy do dużego, białego pomieszczenia, w którym było bardzo jasno. Przed oczami ukazał mi się wielki stół, a przy nim kilka krzeseł. Kazali nam przy nim usiąść. Wykonaliśmy polecenie.
   - Musimy z wami porozmawiać. - odezwał się policjant.
   - Tak tylko o co chodzi ? - warknął Ryan i spojrzał się mężczyźnie w oczy.
   - Chodzi o morderstwo. - wzrokiem powędrował po naszej paczce.
   - Jakie morderstwo ? - przeraziłam się.
   - Dostaliśmy zgłoszenie, że trójka chłopaków zaatakowała młodą dziewczynę, która dziś wcześnie rano wracała do domu.Rysopis pasuje do was. - spojrzał na Ryan'a i Veso. - Tylko brak tego waszego kolegi co wybiegł, ale spokojnie moi koledzy za nim pobiegli.
   - Sam na pewno nie ma z tym nic wspólnego ! - Vee zerwała się z miejsca.
   - Proszę siadać ! - krzyknął policjant.
   - Obiecuje panu, że oni nie mają nic z tym wspólnego - spojrzałam na mężczyznę.
   - Nie mogę polegać na twojej obietnicy moja droga. - wyjął z teczki jakiś papiery i zaczął je wypisywać. - Proszę o waszą tożsamość. Ty pierwsza. - wskazał swoim długopisem na mnie.
   - Jestem Chloe Leon. - spojrzałam z przerażeniem na Vee.
   - A ty mój chłopcze? - wskazał na Ryan'a.
   - Jestem Ryan Ortega.
   - Dobrze. - zapisał. - A ty ? - uśmiechnął się.
   - Vee Bergman.
   - Ciekawe imię - zaśmiał się. - A wasza dwójka ?
   - Jestem Vespiano Aguilar - Veso spojrzał się na policjanta z obrzydzeniem.
   - Evelyn Reny - dziewczyna uśmiechnęła się.
   - Dziękuje. - strażnik kiwnął dłonią, żeby wezwać swojego kolegę. - A więc pan Vespiano i pan Ryan zostają na noc w areszcie.
   Odębiałam. Jakim cudem? Przecież praktycznie cały czas byliśmy razem. Choć rano nie widziałam się, ani z Ryan'em, a Veso poznałam dopiero dziś. Tylko Sam by tego nie zrobił. Nie uwierzę tym zdradliwym policjantom.
   Mężczyźni odprowadzili Vee, Evelyn i mnie do wyjścia. Ciekawe czy złapali Sam'a.Oby nie. Ale wtedy pomyślą, że miał coś wspólnego z tym morderstwem. Trzeba to jakoś wyjaśnić.
   - Przecież Ryan był ze mną cały czas. - zmartwiła się Evelyn.
   - A widzisz jednak nie. - odpowiedziała Vee.
   - Dziewczyny bardzo się martwię. - stanęłam i spojrzałam w niebo.
   - Sądzę, że Veso za tym stoi. - Evelyn spojrzała na mnie.
   - Wątpię. On taki nie jest.
   - A dobrze go znasz?! - dziewczyna krzyknęła.
   - No nie. Ale nie wygląda na takiego.
   - O to chodzi, że wygląda. - wtrąciła się Vee.
   - A dajcie spokój! - krzyknęłam i odeszłam od dziewczyn.
   Szłam w stronę szkoły.Muszę szybko dowiedzieć się coś o rodzicach Veso. Zaczęłam biec. Chcę jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi. Gdy dobiegłam budynek był pusty. Lepiej dla mnie. Całe szczęście, że woźne sprzątają klasy w tych swoich słuchawkach na uszach i raczej mnie nie słyszą. Poszukałam szafki kolegi. Oczywiście była zamknięta. Z włosów wyjęłam małą spinkę i próbowałam otworzyć zamek. Po 20 minutach udało mi się otworzyć drzwiczki od szafki. Zaczęłam przeszukiwać jego rzeczy. Znalazłam zawinięty w koszulkę od w-f'u telefon. Kto zostawia telefon w takim miejscu? Przejrzałam jego kontakty z nadzieją, że znajdę numer, któregoś z rodziców. Jedno mnie zaciekawiło. Jedną osobę miał zapisaną "szmata". Bez zastanowienia zadzwoniłam pod ten numer.
   - Tak? - usłyszałam drżący głos w słuchawce.
   - Mam pytanie. Ktoś pozamieniał mi nazwy kontaktów na inne. Do kogo się dodzwoniłam? - czekałam na odpowiedź zniecierpliwiona.
   - Do mojej córki, ale ona niestety została dziś zamordowana. - osoba zza słuchawki od razu zaczęła płakać.
   - Przepraszam, ale muszę kończyć. - wrzuciłam ten telefon do kieszeni i zatrzasnęłam szafkę.
   A jednak to Veso zabił. Muszę iść z tym na policję. Nie mam wyboru. Nawet, gdyby chciał się zemścić.
   Zaczęłam biec od razu do strażników z więzienia. Zerwała się mocna wichura, która mnie zatrzymywała. Wyglądało to tak, jakby nie chciała, żebym powiedziała prawdę.Wsiadłam do taksówki i pojechałam, ponieważ nie miałam już chęci siłować się z tym cholernym wiatrem. Kiedy dojechałam zapłaciłam kierowcy i rzuciłam się do wejścia. Biegłam do tego "specjalnego" pokoju. Cały czas krzyczałam, że znam prawdę. Wszyscy więźniowie patrzyli na mnie jak na chorą psychicznie. Zapukałam do żelaznych drzwi i weszłam.
   - Dobry wieczór ! - wbiegłam.
   - Widzę, że masz dla mnie jakąś interesującą informację. - policjant oparł się o ścianę.
   - Dowiedziałam się kto zabił tą dziewczynę. I to nie była trójka chłopaków tylko jeden. Mam dowód. - wyjęłam telefon i pokazałam zapisany kontakt. - Dzwoniłam pod ten numer. Odezwała się matka ofiary.
   Mężczyzna wziął ode mnie telefon i odsłuchał moją rozmowę z matką tej biednej dziewczyny. Czasami dziwi mnie to jakie policja ma urządzenia. Mogą od razu zobaczyć wszystkie twoje usunięte wiadomości i nie tylko.
   - Dziękuje, że przyszłaś i mi to powiedziałaś. - policjant wezwał swoich współpracowników, po czym zszedł na piętro, gdzie znajdowali się Veso,Ryan oraz złapany przez policję Sam.
   - Nie ma sprawy. - zeszłam za nim.
   Strażnicy stanęli przed celą i ją otworzyli. Wypuścili Ryan'a i Sam'a. Do Veso wszedł policjant prowadzący tą sprawę. Przycisnął go do ściany i założył kajdanki.
   - To twoja sprawka? - zapytał szczęśliwy Sam.
   - Tak. - odparłam.
    Mężczyźni wyprowadzili chłopaka z celi. Najwyraźniej chcieli go znów przesłuchać. Mam nadzieję, że wsadzą go do więzienia na parę lat.
   - Pożałujesz tego! - Veso spojrzał mi prosto w oczy.
   - Założymy się? - zaśmiałam się.
   - Jeszcze mnie spotkacie. Obiecuje to wam.
   Razem z przyjaciółmi wyszłam z budynku. Poszliśmy do pobliskiej kafejki na jakąś kawę. Trzeba się trochę rozluźnić. Zajęliśmy miejsca blisko dużego pojemnika z lodami za free. Vee nalegała, ponieważ uwielbia wszystko co słodkie. Zresztą chyba jak, każdy.
   - Skąd wiedziałaś, że to Veso był winny? - spytał Ryan.
   - Długa historia. Powiem wam tylko, że nasze szatniarki są strasznie nieuważne. Można nawet włamać się do szkoły. - zaczęłam się głośno śmiać.
   - Co racja to racja. - odparła Vee.
   Podeszła do nas kelnerka i złożyliśmy zamówienie. Dość długo trzeba było czekać na kawę. Vee w tym czasie zdążyła zjeść trzy porcję lodów.
   - Weź bo zaraz pękniesz. - zażartował Ryan.
   - Odwal się. - Vee spojrzała się na chłopaka ze wściekłością.
   - Lepiej jej nie drażnić. - Sam klepnął dziewczynę lekko w plecy.
   Kelnerka włączyła telewizję. To co usłyszałam totalnie mnie zaskoczyło. Wszyscy goście lokalu podeszli bliżej do ekranu.
   "Ogłaszam, że właśnie spłonęło więzienie w Wildford. Nikt nie wie co było przyczyną tak okropnego pożaru i jak to się stało. Nie było żadnych świadków. Co zresztą jest niemożliwe. Więcej powiemy jutro o tej samej porze, gdy dowiemy się czy ktoś przeżył. Oraz spotkamy się z właścicielem zakładu karnego."
   - Myślicie, że to Veso? - spojrzałam na przyjaciół po kolei.
   - Myślisz, że dałby radę zniszczyć tak ogromny budynek ? - Vee cały czas zerkała w pobudzony tłum ludzi.
   - Nie wiem. Ale akurat w takim stanie był do wszystkiego zdolny. Jak on to zrobił to pewnie nie przeżył.
   - A jak przeżył? - spytał Sam.
   - To wtedy już po nas. - wzięłam torebkę i wyszłam na zewnątrz.

czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział III

   Nie wierzę, że on to zrobił!!! Czemu mówiłam,że chcę, żeby zostawił Evelyn? Sama nie wiem co do niego czuje. Ani to miłość, ani nienawiść. Nie myślałam, że mnie pocałuje. To dzieje się za szybko.
   -Chloe ja... - Ryan natychmiast wstał.
   Vee i Sam stali w miejscu patrząc na nas. Jakby znieruchomieli. Podejrzewam,że nawet na chwile przestali oddychać.
   - Rozumiem. To było z twojej strony nie przemyślane - również wstałam. - Vee idziemy stąd! -odwróciłam się od chłopaka.
   - Dobrze - dziewczyna pożegnała się z Sam'em i podbiegła do mnie.
   Vee szła obok mnie przez chwile. Było widać, że nie wiedziała czy do mnie zagadać czy siedzieć cicho. Wolałam, żeby nic nie mówiła bo zawsze jak mnie pytała o coś niestosownego robiło mi się głupio.
   - Pewnie chcesz wiedzieć co? - spojrzałam na przyjaciółkę.
   - No pewnie - dziewczyna odetchnęła. - Boże on cię pocałował! - uśmiechnęła się szeroko.
   - Wcale mnie to nie cieszy. Już nigdy na niego nie spojrzę.
   - Akurat ci uwierzę. Chloe znam cię i nie wytrzymasz długo.
   - Jeszcze się przekonasz - zaczęłam trząść się z zimna.
   - Czyli nie chcesz do niego iść?
   - No nie! - wrzasnęłam. - Co to za durne pytanie ?!
   - Wiem, że durne po prostu lubię jak krzyczysz. - Vee uderzyła mnie lekko w ramię. - Oj rozchmurz się.
   - No dobra. Przepraszam - przytuliłam przyjaciółkę.
   Poszłyśmy do mnie, ponieważ mieliśmy bliżej niż do Vee. Mojej mamy jak zwykle nie było w domu. Pewnie gdzieś poszła, żeby dostać natchnienie na nową książkę. W końcu była pisarką, a oni są dziwni i mają bardzo bujną wyobraźnie.
   - W końcu doszłyśmy.- otworzyłam drzwi.
   - Jak ciepło! - Vee od razu podbiegła do kaloryfera.
   - Chcesz coś ciepłego do picia? - poszłam szybko zdjął mokre ubrania.
   - Zrób mi herbatę miętową! - krzyknęła, żebym usłyszała.
   - Czułam,że tą wybierzesz! - odkrzyknęłam.
   Vee została u mnie na noc. Jutro był poniedziałek. Niestety trzeba iść do szkoły. Ale dobre jest to, że po szkole idziemy do więzienia. W końcu się doczekałam.

***

    Rano jak zwykle umyłyśmy się, zjadłyśmy śniadanie i wyszłyśmy z domu. Śnieg padał cały czas. Dookoła było biało. Lubię zimę, ale bez przesady. Chyba nigdy nie przeżyłam takiej zimy.
   - Czuje,że zaraz zamarznę. - narzekała przyjaciółka.
   - Ja tak samo.
   - Całe szczęście od ciebie do szkoły jest bardzo blisko.
   No tak w końcu miałam tylko 5 minut drogi. A od Vee musiałybyśmy iść około 40 minut. Współczuje jej i to bardzo. Zwłaszcza w taką pogodę.
   Kiedy doszłyśmy do szkoły w szatni zdjęłyśmy kurtki i przebrałyśmy buty. Jak zwykle wszyscy narzekali na poniedziałek. Sama miałam ochotę ponarzekać, ale nie miałam na to siły.
   - Nie mam zamiaru dziś w ogóle spotkać Ryan'a.-rozglądałam się idąc do klasy czy chłopak nigdzie nie stał.
   - Weź się uspokój. Przecież się przyjaźnicie.- dziewczyna odłożyła swój plecak pod klasę.
   - Już nie - usiadłam na ziemię.
   Zadzwonił dzwonek.Czas na fizykę...

***Oczami Ryan'a***

   Naszą pierwszą lekcją jest niemiecki. Nie cierpię tego przedmiotu. Jak to w ogóle można zrozumieć? Całe szczęście siedzę w ławce z Sam'em, a on uwielbia ten przedmiot.
   - Ryan pogadamy w końcu?
   - Nie mam ochoty - odparłem z niechęcią.
   - Czemu to zrobiłeś? Przecież kochasz Evelyn.
   - No kocham. Słuchaj to było pod wpływem chwili. Nie chciałem pocałować Chloe. Chociaż czuje,że nadal mi na niej zależy. Nie wiem co robić.
   - Ja wiem co masz zrobić.
   - Słucham.
   - Masz dylemat między dwiema dziewczynami. Musisz wybrać Chloe. Gdybyś kochał Evelyn nigdy byś nie powiedział, że znów ci zależy na Chloe.
   - Może i masz rację.
   Nie wiem czy Sam dobrze mówi. Bo gdybym ją kochał to wtedy bym z nią nie zerwał dla Evelyn.
   Naszą rozmowę przerwała nauczycielka. Miała coś do ogłoszenia. Pewnie znów jakaś bzdura.
   - Moi drodzy mamy nowego ucznia w klasie. Przyjechał do nas, aż z Hiszpanii, a dokładniej z Madrytu. Proszę was bądźcie mili.
   Do klasy wszedł wysoki chłopak o ciemnobrązowych włosach ułożonych w nieładzie, oczy również miał tego koloru. Był dość blady i ubrany w czarny T-shirt coś na nim pisało raczej po Hiszpańsku, miał na sobie zwykłe jeansy i czarne air-maxy. Wszystkie dziewczyny w klasie od razu zaczęły uśmiechać się do niego. Jak zwykle robiły z siebie pośmiewisko.
   - Hej jestem Vespiano Aguilar - uśmiechnął się.
   - A może przedstawisz się po Hiszpańsku mój drogi? - nauczycielka była nim bardzo zachwycona.
   - Hey soy Vespiano Aguilar - spojrzał się w naszą stronę.
   - Ach uwielbiam ten język.
   Nauczycielka kazała mu usiąść ławkę za nami. Było widać po nim, że wie czego chcę, ale robił wrażenie skrytego. Miałem wrażenie, że uważał się za lepszego od nas. Jakbyśmy byli dla niego konkurencją. Nowy a już chcę się rządzić. Życzę mu powodzenia.
   Zadzwonił dzwonek. Koniec niemieckiego!

***

   Vee i ja wyszłyśmy z klasy. Od razu podbiegł do nas Sam.
   - Nie zgadniecie co się stało.
   - Nawet nie chcemy zgadywać - przewróciłam oczami.
   - Chloe bądź odrobinę miła - wrzasnęła Vee.
   - Dziś nie mam ochoty - wzięłam swoją torbę i odeszłam od nich.
   Kiedy szłam do klasy wpadłam na tego "nowego".  Był nieziemski.
   - Bardzo cię przepraszam. Nie mogę się połapać w waszej szkole - spojrzał mi w oczy.
   - Jak szukasz kogoś do oprowadzenia to ja z chęcią - czułam się przy nim fantastycznie.
   - Dziękuje. To może chodźmy teraz? - złapał mnie za rękę.
   - Dobrze - cały czas przyglądałam się przystojnemu Hiszpanowi.
   Przeszliśmy obok Sam'a i Vee. Oczywiście przyjaciółka szybko do nas przybiegła.
   - No witam - dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Jestem Vee a ty?
   - Vespiano, ale mówcie mi Veso jak co. Nie lubię swojego imienia.
   - Dlaczego? Jest bardzo ładne - wtrąciłam się.
   - Dziękuje ci bardzo, ale tak po prostu nie przepadam za nim.
   Razem z Vee pokazałyśmy mu całą szkołę. Przyjaciółka zaproponowała mu, żeby poszedł z nami po lekcjach do więzienia. I się zgodził. Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek mięliśmy wszyscy spotkać się przed szkołą.
   -I le można za nimi czekać? - Vee zaczęła marudzić.
   - Może kiedyś wyjdą - zaśmiał się Veso.
   Po 10 minutach Evelyn, Sam i Ryan wyszli z szatni i podeszli do nas.
   - A kto to?-Evelyn spojrzała na "nowego".
   - A co cię to!? - warknęłam.
   - Daj na luz laska - zaśmiała się.
   - Chyba ktoś tu jest zazdrosny - zaśmiał się Ryan.
   - Dobra nie kłóćmy się. Chodźmy. - Vee jak zwykle wszystkich próbowała pogodzić.
   Gdy doszliśmy do więzienia nikt się do siebie nie odzywał. Strażnicy wpuścili nas na piętro do skazańców. O dziwo Sam zachowywał się dziwnie, jakby nie chciał tam wchodzić.
   Stanął przy jednej z cel i odębiał. Podeszliśmy do niego. Przed kratami patrząc na Sam'a stała kobieta. Nazwała go swoim synem.
   - Że co?! - Vee złapała go za rękę.
   Chłopak wyrwał swoją rękę z objęć Vee i pobiegł do wyjścia.
   - No nieźle - Evelyn zaczęła śmiać się głośno. - Niech tylko w szkole to usłyszą.
   Vee nie wytrzymała i walnęła dziewczynie z pięści prosto w twarz. Evelyn upadła na ziemię. Natychmiast przybiegli strażnicy i wzięli nas do "specjalnego" gabinetu.