Wprowadzili nas na wyższe piętro, gdzie znajdował się długi, ciemny korytarz. Tu byli więźniowie skazani na dożywocie. Cały czas wrzeszczeli i przeklinali. Próbowali przecisnąć ręce przez kraty. Pewnie chcieli zrobić jak w tych wszystkich filmach kryminalnych. Złapaliby kogoś z nas i zaczęli przyduszać dopóki policja by ich nie wypuściła. Na tym piętrze było bardzo brudno i śmierdziało zgnilizną. Co oni tu takiego robią!?
- Jak myślisz, gdzie nas prowadzą? - zapytałam Veso niecierpliwie.
- Wiesz nigdy nie wpadłem w ręce policji za bójkę i jeszcze nie swoją. - chłopak spojrzał się na Vee.
- No przepraszam was, ale to nie była moja wina. - wtrąciła się Vee.
- Proszę o cisze. - krzyknął strażnik.
Zapadła cisza. Kiedy doszliśmy do końca korytarza stanęliśmy przed wielkimi żelaznymi drzwiami. Jeden ze strażników wyjął z kieszeni munduru dość wielki klucz. Otworzył drzwi. Weszliśmy do dużego, białego pomieszczenia, w którym było bardzo jasno. Przed oczami ukazał mi się wielki stół, a przy nim kilka krzeseł. Kazali nam przy nim usiąść. Wykonaliśmy polecenie.
- Musimy z wami porozmawiać. - odezwał się policjant.
- Tak tylko o co chodzi ? - warknął Ryan i spojrzał się mężczyźnie w oczy.
- Chodzi o morderstwo. - wzrokiem powędrował po naszej paczce.
- Jakie morderstwo ? - przeraziłam się.
- Dostaliśmy zgłoszenie, że trójka chłopaków zaatakowała młodą dziewczynę, która dziś wcześnie rano wracała do domu.Rysopis pasuje do was. - spojrzał na Ryan'a i Veso. - Tylko brak tego waszego kolegi co wybiegł, ale spokojnie moi koledzy za nim pobiegli.
- Sam na pewno nie ma z tym nic wspólnego ! - Vee zerwała się z miejsca.
- Proszę siadać ! - krzyknął policjant.
- Obiecuje panu, że oni nie mają nic z tym wspólnego - spojrzałam na mężczyznę.
- Nie mogę polegać na twojej obietnicy moja droga. - wyjął z teczki jakiś papiery i zaczął je wypisywać. - Proszę o waszą tożsamość. Ty pierwsza. - wskazał swoim długopisem na mnie.
- Jestem Chloe Leon. - spojrzałam z przerażeniem na Vee.
- A ty mój chłopcze? - wskazał na Ryan'a.
- Jestem Ryan Ortega.
- Dobrze. - zapisał. - A ty ? - uśmiechnął się.
- Vee Bergman.
- Ciekawe imię - zaśmiał się. - A wasza dwójka ?
- Jestem Vespiano Aguilar - Veso spojrzał się na policjanta z obrzydzeniem.
- Evelyn Reny - dziewczyna uśmiechnęła się.
- Dziękuje. - strażnik kiwnął dłonią, żeby wezwać swojego kolegę. - A więc pan Vespiano i pan Ryan zostają na noc w areszcie.
Odębiałam. Jakim cudem? Przecież praktycznie cały czas byliśmy razem. Choć rano nie widziałam się, ani z Ryan'em, a Veso poznałam dopiero dziś. Tylko Sam by tego nie zrobił. Nie uwierzę tym zdradliwym policjantom.
Mężczyźni odprowadzili Vee, Evelyn i mnie do wyjścia. Ciekawe czy złapali Sam'a.Oby nie. Ale wtedy pomyślą, że miał coś wspólnego z tym morderstwem. Trzeba to jakoś wyjaśnić.
- Przecież Ryan był ze mną cały czas. - zmartwiła się Evelyn.
- A widzisz jednak nie. - odpowiedziała Vee.
- Dziewczyny bardzo się martwię. - stanęłam i spojrzałam w niebo.
- Sądzę, że Veso za tym stoi. - Evelyn spojrzała na mnie.
- Wątpię. On taki nie jest.
- A dobrze go znasz?! - dziewczyna krzyknęła.
- No nie. Ale nie wygląda na takiego.
- O to chodzi, że wygląda. - wtrąciła się Vee.
- A dajcie spokój! - krzyknęłam i odeszłam od dziewczyn.
Szłam w stronę szkoły.Muszę szybko dowiedzieć się coś o rodzicach Veso. Zaczęłam biec. Chcę jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi. Gdy dobiegłam budynek był pusty. Lepiej dla mnie. Całe szczęście, że woźne sprzątają klasy w tych swoich słuchawkach na uszach i raczej mnie nie słyszą. Poszukałam szafki kolegi. Oczywiście była zamknięta. Z włosów wyjęłam małą spinkę i próbowałam otworzyć zamek. Po 20 minutach udało mi się otworzyć drzwiczki od szafki. Zaczęłam przeszukiwać jego rzeczy. Znalazłam zawinięty w koszulkę od w-f'u telefon. Kto zostawia telefon w takim miejscu? Przejrzałam jego kontakty z nadzieją, że znajdę numer, któregoś z rodziców. Jedno mnie zaciekawiło. Jedną osobę miał zapisaną "szmata". Bez zastanowienia zadzwoniłam pod ten numer.
- Tak? - usłyszałam drżący głos w słuchawce.
- Mam pytanie. Ktoś pozamieniał mi nazwy kontaktów na inne. Do kogo się dodzwoniłam? - czekałam na odpowiedź zniecierpliwiona.
- Do mojej córki, ale ona niestety została dziś zamordowana. - osoba zza słuchawki od razu zaczęła płakać.
- Przepraszam, ale muszę kończyć. - wrzuciłam ten telefon do kieszeni i zatrzasnęłam szafkę.
A jednak to Veso zabił. Muszę iść z tym na policję. Nie mam wyboru. Nawet, gdyby chciał się zemścić.
Zaczęłam biec od razu do strażników z więzienia. Zerwała się mocna wichura, która mnie zatrzymywała. Wyglądało to tak, jakby nie chciała, żebym powiedziała prawdę.Wsiadłam do taksówki i pojechałam, ponieważ nie miałam już chęci siłować się z tym cholernym wiatrem. Kiedy dojechałam zapłaciłam kierowcy i rzuciłam się do wejścia. Biegłam do tego "specjalnego" pokoju. Cały czas krzyczałam, że znam prawdę. Wszyscy więźniowie patrzyli na mnie jak na chorą psychicznie. Zapukałam do żelaznych drzwi i weszłam.
- Dobry wieczór ! - wbiegłam.
- Widzę, że masz dla mnie jakąś interesującą informację. - policjant oparł się o ścianę.
- Dowiedziałam się kto zabił tą dziewczynę. I to nie była trójka chłopaków tylko jeden. Mam dowód. - wyjęłam telefon i pokazałam zapisany kontakt. - Dzwoniłam pod ten numer. Odezwała się matka ofiary.
Mężczyzna wziął ode mnie telefon i odsłuchał moją rozmowę z matką tej biednej dziewczyny. Czasami dziwi mnie to jakie policja ma urządzenia. Mogą od razu zobaczyć wszystkie twoje usunięte wiadomości i nie tylko.
- Dziękuje, że przyszłaś i mi to powiedziałaś. - policjant wezwał swoich współpracowników, po czym zszedł na piętro, gdzie znajdowali się Veso,Ryan oraz złapany przez policję Sam.
- Nie ma sprawy. - zeszłam za nim.
Strażnicy stanęli przed celą i ją otworzyli. Wypuścili Ryan'a i Sam'a. Do Veso wszedł policjant prowadzący tą sprawę. Przycisnął go do ściany i założył kajdanki.
- To twoja sprawka? - zapytał szczęśliwy Sam.
- Tak. - odparłam.
Mężczyźni wyprowadzili chłopaka z celi. Najwyraźniej chcieli go znów przesłuchać. Mam nadzieję, że wsadzą go do więzienia na parę lat.
- Pożałujesz tego! - Veso spojrzał mi prosto w oczy.
- Założymy się? - zaśmiałam się.
- Jeszcze mnie spotkacie. Obiecuje to wam.
Razem z przyjaciółmi wyszłam z budynku. Poszliśmy do pobliskiej kafejki na jakąś kawę. Trzeba się trochę rozluźnić. Zajęliśmy miejsca blisko dużego pojemnika z lodami za free. Vee nalegała, ponieważ uwielbia wszystko co słodkie. Zresztą chyba jak, każdy.
- Skąd wiedziałaś, że to Veso był winny? - spytał Ryan.
- Długa historia. Powiem wam tylko, że nasze szatniarki są strasznie nieuważne. Można nawet włamać się do szkoły. - zaczęłam się głośno śmiać.
- Co racja to racja. - odparła Vee.
Podeszła do nas kelnerka i złożyliśmy zamówienie. Dość długo trzeba było czekać na kawę. Vee w tym czasie zdążyła zjeść trzy porcję lodów.
- Weź bo zaraz pękniesz. - zażartował Ryan.
- Odwal się. - Vee spojrzała się na chłopaka ze wściekłością.
- Lepiej jej nie drażnić. - Sam klepnął dziewczynę lekko w plecy.
Kelnerka włączyła telewizję. To co usłyszałam totalnie mnie zaskoczyło. Wszyscy goście lokalu podeszli bliżej do ekranu.
"Ogłaszam, że właśnie spłonęło więzienie w Wildford. Nikt nie wie co było przyczyną tak okropnego pożaru i jak to się stało. Nie było żadnych świadków. Co zresztą jest niemożliwe. Więcej powiemy jutro o tej samej porze, gdy dowiemy się czy ktoś przeżył. Oraz spotkamy się z właścicielem zakładu karnego."
- Myślicie, że to Veso? - spojrzałam na przyjaciół po kolei.
- Myślisz, że dałby radę zniszczyć tak ogromny budynek ? - Vee cały czas zerkała w pobudzony tłum ludzi.
- Nie wiem. Ale akurat w takim stanie był do wszystkiego zdolny. Jak on to zrobił to pewnie nie przeżył.
- A jak przeżył? - spytał Sam.
- To wtedy już po nas. - wzięłam torebkę i wyszłam na zewnątrz.
Fajne :-) Oby tak dalej. jestem ciekawa co z Veso. Wiesz gdzie mnie w internecie szukać ;-)
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny rozdział ?? Ciągle sprawdzam czy nie dodałaś następnego ! :D I nic :CCC Czeka, czekam, czekam
OdpowiedzUsuńDodałam w końcu następny rozdział ;) Zapraszam.
Usuń